wtorek, 17 lipca 2012

WIELKI LOT I PODCIĘTE SKRZYDŁO

Ile pecha przypada na jedną osobę? Czy są jakies granice? Czy nade mną wisi jakaś klątwa? Stanowczo domagam się zwrotu mojego przydziału życiowego szczęścia (chyba każdy ma taki przydział?).
Zaliczyłam spektakularny lot. Niedzielny wieczór, wyłaczyłam komputer, opuszczam po ciemku pracownię. Nie powinno się tak robić, gdy w domu czai się czarny kot. Kot wyskakuje znikąd, ja odstawiam dziwny taniec w ciemnościach (a naprawdę żadna ze mnie Bjork) zakończony efektownym poślizgiem na kablu od żelazka. I zupełnie nagle i wtem - leżę. Pozostając w ciężkim szoku, wystraszona i wściekła zbieram się jakoś i idę prosto do łóżka.
Poniedziałkowy poranek jest dość surrealistyczny. Rzadko zdarza się widzieć wszystkie gwiazdy o 9 rano. A ja je zobaczyłam w całej ich oślepiającej krasie... Nie ma sensu zadawać sobie więcej bólu i szczypać. To nie jest sen, a ja nie mogę ruszać ręką. Prawą, a jakże, u mnie zawsze po całości. Kręcę się pół dnia z nadzieją, że jakoś to rozruszam, ale nie jest lepiej, a gwiazdy co jakiś czas zmieniają się w ogniste komety. Co prawda nic nie puchnie i nie sinieje, ale wizja złamania zaczyna mnie przerażać coraz bardziej. Jadę na ostry dyżur.
W szpitalu o dziwo nie przerzucają mnie między gabinetami zbyt długo. Pan doktor przebąkuje, że powinnam najpierw pójść do lekarza rodzinnego, bo przecież 'To jest SZPITAL!'. Zaskoczył mnie. Wydawać by się mogło, że ostry dyżur w szpitalu to najwłaściwsze miejsce na zgłoszenie się po nagłym urazie, w końcu tu mają rentgena, gips i inne znieczulacze. A tymczasem nie, powinnam zapisać się do lekarza rodzinnego (przy odrobinie szczęścia może jeszcze w tym tygodniu), dostać skierowanie na rentgen (w następnym tygodniu) i zgłosić się do poradni urazowej (zapewne w ciągu najbliższych 3 miesięcy). Kierując się instynktem samozachowawczym postanowiłam z doktorem nie dyskutowac, tylko potakiwać, i to okazało się słuszną taktyką, bo zostałam skierowana na fotkę. Pani promieniująca nie cackała się ze mną celem osiągnięcia zdjęć najlepszej jakości, więc niemal straciłam przytomność kiedy ustawiała moją powłokę cielesną przy aparaturze.
Napromieniowana znów trafiłam do mojego przesłodkiego doktora. Ten obejrzał fotkę i zamknął się w sobie. Jakies 10 minut tworzył elaborat pt. 'tajemnice ramienia Jakubowskiej' w pełnym skupieniu i nie zdradzając puenty. Nie zdradził jej do końca, trzymając mnie w niepewności. Choć nie do końca, bo kiedy wręczył mi elaborat i receptę, po czym się pożegnał, błysnęłam domyślnością i pomyślałam, że chyba jednak będę żyć. O tym co mi jest poczytałam sobie już na korytarzu, przy obłędnym akompaniamencie żula oczekującego na przyjazd kogoś z izby wytrzeźwień. Ponoć mam tylko stłuczenie barku. Jestem pełna podejrzeń, czy to nie jest aby jakaś ściema, bo boli okrutnie. Nie pomaga przepisana maść, ani samozwańczo aplikowany apap extra. Przymusowy urlop też humoru mi nie poprawia... Dzisiaj jest jakby odrobinkę lepiej, ale podnieść ręki nie daję rady. Okropne uczucie :(. Jeśli ktoś zna soposoby na odstraszenie pecha, to ja bardzo poproszę, bo jak tak dalej pójdzie, zacznę się bać opuszczać łóżko ;). Teraz jestem 'aniołkiem' z podciętym skrzydłem, ale spokojnie, jak coś to zacznę latać na miotle ;).
Ale żeby nie było tak smutno, fotka z BIG BABY. Przepiękne rzeczy były wystawiane, a atmosfera była bardzo sympatyczna, poznałam przemiłe osoby (pozdrowienia dla MIMISIOWEJ KASI i najbardziej pozytywnie zakręconej, kochanej Danieli z MAGIC BOX - buziaki kochane dziewczyny). Zapomniałam wziąć aparat, więc tylko z komórki cyknęłam fotkę mojego stoiska, ale mam nadzieję, że niedługo na blogach zaczną się pojawiać zdjęcia, to będę linkować.
Taka fajna przestrzeń mi się trafiła do zagospodarowania (komódka - <3):

I pierwszy link do fotorelacji: BLESS THE MESS
I jeszcze jeden: NA KAWE

2 komentarze:

fabka27 pisze...

To ja tak dla poprawy humoru napiszę, że jesteś niesamowicie zdolną, kreatywną osobą. Twój talent jest WIELKI! Gratuluję Ci i troszeczkę zazdroszczę :)

craft_factory pisze...

Oj dziękuję serdecznie (zawstydzona i onieśmielona :)), skrzydełko od razu poczuło się lepiej :)

Prześlij komentarz