Po tak długiej przerwie wypada mi przeprosić i wprosić się w łaski czytelników na nowo ;). Zatem przepraszam z całego serca za milczenie. Zima wyłączyła mi funkcje życiowe i niczym niedźwiedź poddałam się jakiejś dziwnej hibernacji. Niby sz(ż)yłam, ale co to za sz(ż)ycie było... Albo starość mnie dopada ;), albo urodziłam się w tym kraju wiecznej zimy przez pomyłkę ;). Ale wracam, czuję, że wracam. Dzisiaj pozwolę sobie na dłuższego posta, muszę co nieco nadrobić :).
Wracając do wpraszania się w łaski myślę, że najwłaściwszy będzie sposób tradycyjny. A w Polsce takim tradycyjnym atrybutem jest niezaprzeczalnie chleb. Odkryłam ostatnio fantastyczny przepis na chleb banalnie prosty w wykonaniu, a jednocześnie cieszący zarówno kubki smakowe jak i oczy żądne miłych wrażeń estetycznych. Witam się z Wami zatem dzieląc się tajemną recepturą.
Powyższy chleb nie wymaga męczącego wyrabiania, robi się właściwie sam. Ponadto przepis jest na tyle elastyczny, że codziennie można tworzyć zupełnie nowe dzieło, eksperymentować i cieszyć się ulubionymi smakami. Oto przepis:
Składniki:
400g mąki*
drożdże **
łyżeczka soli i cukru, odrobina pieprzu czarnego lub kolorowego
1 1/3 szklanki letniej wody
dodatki ***
* specjalnie nie napisałam jakiego rodzaju mąki należy użyć, gdyż panuje tu zupełna dowolność. Ja eksperymentowałam z mąką orkiszową, pełnoziarnistą pszenną i żytnią, zwykłą tortową w różnych proporcjach. Chleby z mąk pełnoziarnistych wychodzą cięższe i ciemniejsze. Ten na zdjęciu zrobiłam mieszając 250g mąki tortowej i 150g mąki pełnoziarnistej żytniej. Ostatecznie mojej rodzince najbardziej przypadł jednak do gustu chlebek ze zwykłej mąki pszennej, jest lekki, biały, pięknie wyrasta. Może nie należy on do tych najzdrowszych, ale z drugiej strony to chlebek domowy, bez polepszaczy i konserwantów, a u mnie aż tak dużo chleba się nie jada, więc to taki trochę produkt luksusowy ;)
** standardowo przy tych proporcjach używam 5dkg drożdży zwykłych lub łyżeczki drożdzy suchych. Osobiście wolę używać drożdży suchych (których normalnie nie używam absolutnie do niczego innego). Zwykłe drożdże nadają chyba mocniejszy zapach, nie każdy go lubi. Suche drożdże są niewyczuwalne w smaku. Niestandardowo - czyli używając dodatków (o których zaraz napiszę) - należy dodać więcej drożdży: 10dkg zwykłych lub 2 łyżeczki suchych. Ciasto będzie cięższe, więc będzie potrzebowało więcej pomocy przy wyrastaniu.
*** chleb można urozmaicić używając różnego rodzaju dodatków. W tej kwestii jest pełna dowolność, można użyć sera (startego na tarce lub pokruszonego, może to być ser pleśniowy, twardy parmezan, lub inny ulubiony gatunek), orzechów, ziaren słonecznika lub dyni, suszonych pomidorów, oliwek, ziół. Należy tylko pamiętać, by dodać odpowiednio więcej drożdży do ciasta.
Wykonanie:
Do dużej miski przesiać mąkę, dodać sól, cukier, pieprz i ewentualne dodatki, przemieszać łyżką. Wlać wodę i mieszać wszystkie składniki łyżką przez około pół minuty, aż wszystko połączy się w zgrabną kulkę. Miskę przykryć (jeśli nie macie pokrywki, można użyć folii spożywczej lub aluminiowej) i odstawić na minimum 12 godzin (może sobie stać dłużej, ale na pewno nie krócej). Ja przygotowuję ciasto wieczorem, rano jest gotowe do dalszej obróbki.
Wysypujemy trochę mąki na blat lub stolnicę i wykładamy na nią mieszankę wspomagając się łyżką. Ciasto jest bardzo lepkie, mocno napowietrzone. Teraz umączonymi dłońmi wystarczy "poskładać" nasze ciasto. Delikatnie podważamy lewy bok i składamy go do środka. To samo robimy z prawym bokiem, górą i dołem ciasta. Na czystą ściereczkę wysypujemy mąkę lub otręby, ewentualnie ulubione ziarna. To co będzie na ściereczce później znajdzie się na górze naszego chlebka. Ja używam samych otrębów, trudno później pozbyć się nadmiaru mąki. Przekładamy ciasto na przygotowaną ściereczkę tak, by łączenie znalazło się na dole. Przykrywamy chleb wolnymi częściami ściereczki i zostawiamy delikwenta do wyrośnięcia na 1-2 godziny. Chlebek powinien podwoić swoją objętość.
Około pół godziny przed końcem wyrastania nagrzewamy piekarnik do temperatury 240-250 stopni. Do pieczenia tego chleba będzie nam potrzebne naczynie żaroodporne z pokrywką. Naj lepsze efekty daje użycie garnka żeliwnego. Ja kupiłam taki w IKEI za ok. 150zł. Przykryte naczynie wkładamy do piekarnika, musi się nagrzać przez ok. 20-30 minut. Teraz następuje etap, przy którym należy zachować wielką ostrożność! Wyjmujemy garnek z piekarnika, zdejmujemy pokrywę. Naczynia są bardzo gorące! Przekładamy chlebek do garnka tak, by tym razem łączenie ciasta znajdowało się na górze. Można przerzucić chleb bezpośrednio ze ściereczki, albo najpierw przełożyć go na dłonie. Tu już trzeba opracować własną technikę, ciasto jest bardzo lejące, a świadomość, że garnek może oparzyć też nie pomaga. Ale szybko nabiera się wprawy. Jeśli chlebek "wpadnie" do garnka trochę krzywo można go nakierować obracając garnkiem (w rękawicach!). Garnej przykrywamy i wstawiamy do piekarnika na 30 minut. Po tym czasie zdejmujemy pokrywę i pieczemy chleb przez kolejne 20 minut. Wyjmujemy garnek z piekarnika, delikatnie i ostrożnie podważamy chleb nożem lub łopatką i przekładamy na kratkę do ostygnięcia. Wychodzimy z kuchni, żeby nie kusiło podskubywanie chrupiącej, pachnącej skórki ;) Smacznego! :)
A co u mnie? Do najważniejszych spraw należy na pewno to, że wróciłam do BeadShopu. Ci co mnie znają wiedzą, że kilka lat temu (kurczę, to już 6 lat!) otworzyłam wraz z ówczesnym moim małżonkiem sklep internetowy z półfabrykatami do wyorbu biżuterii. Nie będę się tu rozpisywać, ale poukładało się tak, że przez jakiś czas mnie tam nie było. Tęskniłam, nie powiem, ale ponieważ we wszystkim szukam dobrych stron, to pewnie na dobre mi to wyszło. Jakby nie patrzeć - nauczyłam się szyć! A to zaskakuje mnie samą niezmiennie, tego się po sobie nie spodziewałam i naprawdę jeszcze 3 lata temu zwyczajnie wyśmiałabym pomysł pod tytułem "ja i maszyna do szycia". Także nie mogę powiedzieć, żeby ten czas bez BeadShopu był zmarnowany, o nie.
No ale, życie lubi mnie zaskakiwać, a ja się życiu nie sprzeciwiam. Wróciłam. Znów "rządzę" w moim sklepiku. Stawiam go na nogi. Najgorsze, że znów czuję ciągoty w kierunku biżuteryjnym. Najgorsze, bo chcę nadal szyć, sprowadzać cudeńka do sklepiku (a to baaaardzo dużo ciężkiej pracy), więc jeśli jeszcze zachce mi się wywijać druciki to już na pewno zabraknie mi czasu na inne rzeczy. Tak banalne rzeczy jak np. sen ;). No ale nie uprzedzajmy faktów, jakoś to będzie. Najcudowniejsze w tym wszystkim jest to, że wszystkie te rzeczy bardzo mnie uszczęśliwiają, nie muszę iść do pracy w kasie w tesco, robię to co naprawdę kocham miłością wielką, szczerą i odwzajemnioną.
W każdym razie serdecznie zapraszam do "nowego" BeadShopu. Pojawiły się pierwsze nowości, półfabrykaty ze stali chirurgicznej, miedzi, mosiądzu i brązu. Brąz mnie zachwycił, ma przepiękny różowo-złoty kolor, piękny połysk. No i dużo srebra się pojawiło, w tym elementy młotkowane do wielorakiego zastosowania, np jako bazy do wire wrapping.
Szykuję już kolejne nowości, trzymajcie rękę na pulsie. Może macie jakieś życzenia specjalne? Zajrzyjcie w wolnej chwili :D
No i żeby nie było: szyło się, szyło ;). Kilka moich ostatnich wytworów:
Duża, pojemna City Bag:
Też pojemna, w modnym kolorze nude:
I małe torebeczki na wiosenne spacery:
U mnie właśnie wyszło słoneczko, czego i Wam życzę! :)